Inspiracje
Dostałam
ją na urodziny od koleżanki, która rokrocznie zaopatruje mnie w książki autorów
nie tyle co mi nieznanych (bo trudno było nie słyszeć o Oldze Tokarczuk), ale
jeszcze nie czytanych. Tak było i w tym przypadku. Koleżanka sama ciekawa stylu
pisania, treści i jakości książki postanowiła mi ją sprezentować. Sprytne
prawda?
Usiadłam
wygodnie na fotelu, no bo jak być królikiem doświadczalnym, to przynajmniej w
dobrych warunkach i …lektura wręcz mnie pochłonęła. Czytałam w tramwaju,
autobusie, na przystankach – stojąc
i siedząc i nie mogłam się od niej oderwać.
i siedząc i nie mogłam się od niej oderwać.
-
A co takiego jest w tej książce – zapytać może Ktoś sceptyczny. – Powiedz, co
Cię tak w niej zauroczyło?
-
Nieprawdopodobna lekkość czytania – odpowiedziałabym. – Nie było ani jednego
momentu, który by się dłużył czy który by sprawił, iż zwątpiłam w sens
dobrnięcia do końca lektury. Normalnie astrologia w ogóle mnie nie interesuje,
i czy Lew jest w koniunkturze Uranu czy Plutonu, jest mi to zupełnie obojętne.
A tu, zgrabnie wpleciono astrologiczne dygresje głównej bohaterki i w żadnym
wypadku nie zakłócają one fabuły.
-
Tylko tyle?
-
Jakość – dodałabym po chwili namysłu. - Żarty
są wysublimowane, na wysokim poziomie. Nie ma w niej taniego chamstwa i
karmienia czytelników inwektywami. Nie ma romansu rodem z telenoweli,
tajemniczej ciąży ani wampirów biegających w dzień po łące. Jest za to pomysł,
konsekwentnie realizowany. Modne ostatnimi czasy: ekologia oraz wegetarianizm.
-
Coś jeszcze?
-
Hmm…mam ochotę spędzić choć chwile w Kotlinie Kłodzkiej.
I pojechałam...zobaczyłam...Lewin Kłodzki.
P.s. Kto zgadanie, jaka SŁAWA mieszkała w Lewinie Kłodzkim???
Komentarze
Prześlij komentarz